Miałam dodać trochę wcześniej, ale były małe problemy.
Zapraszam do czytania!
____________
Siedzę tu już dość długo i nawet nie wiem, kiedy ostatnio zmrużyłem oczy. Ciągle wpatruje się w jej blade ciało, delikatnie ułożone w szpitalnym łóżku, jej oczy są zamknięte i choć pragnę z całych sił, bym choćby na chwile się przebudziła i uśmiechnęła to, to się nie dzieje.
Moja siostra, leżu tu już od dwóch dni, a jej stan wcale się nie poprawia. Lekarze powtarzają, że powinna się wybudzić na dniach, ale ja wiem, że i tak nie pójdę stąd, dopóki nie zobaczę, że z nią wszystko w porządku.
Ojciec dzwoni co kilka godzin i pyta się o jej stan, ale ja ciągle mówię mu to samo ,,bez zmian’’ i choć obiecał, że przyleci dzisiaj, to nadal go nie ma. Posłał mi jedynie SMS, że jego lot został przełożony na jutrzejszy ranek i nic z tym nie dam się zrobić, ale dobrze wiem, że on po prostu się boi zobaczyć Amelie.
Zresztą tak samo, jak ja. Boje się, że mnie nienawidzi i nie zechce nawet rozmawiać, a poza tym trzeba jej jeszcze przekazać te tragiczne wieści, sam nie wiem, czy dam rade. Jestem taki zmęczony.
Przed oczami nadal miga mi chwila, kiedy wszedłem do szpitala.
- Czas zgonu 10:48 – kiedy usłyszałem te słowa, zrobiło mi się jakoś słabo, żeby nie zemdleć, podparłem się ręką o ścianę i mocno zacisnąłem powieki, mając nadzieje, że to tylko jakieś głupi sen, a ja zaraz się obudzę.
Bardzo powoli ruszyłem w kierunku pokoju, w który mogła właśnie leżeć moja martwa siostra.
Po przekroczeniu progu zdałem sobie sprawę, że sala 114 znajduje się naprzeciwko.
W tym właśnie momencie stałem się najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi i mogłem spokojnie powiedzieć, że odetchnąłem z ulgi.
Ona żyje.
Szybko podszedłem pod sale 114 i chwyciłem klamkę, po czym otworzyłem drzwi na oścież. W pokoju znajdowały się dwa zaścielone łóżka. Nie było Amelii.
Jeszcze raz spojrzałem na numer Sali i nie wierzyłem własnym oczom, jej nie ma.
W tym momencie do Sali weszła pielęgniarka, która w ręku niosła kroplówkę.
- A co pan tu robi? – zapytała zdziwiona.
Szybko obróciłem się w jej kierunku i trochę zdenerwowany odpowiedziałem.
- Miała się tu znajdować moja siostra, Amelia Horan – powiedziałem szybko.
Pielęgniarka spojrzałam na mnie, po czym ruszyła w kierunku drzwi.
- Proszę poczekać chwile, sprawdzę.
Cały czas zastanawiałem się, gdzie też ona mogła być. W środku jednak miałem nadzieje, że z daleko od kostnicy.
Pielęgniarka wróciła dopiero po chwili, niosąc ze sobą dokumenty.
- Amelia Horan, uczestniczka wypadku samochodowego, przywieziona do szpitala nieprzytomna, obecnie znajduje się w śpiączce, a jej życiu nie zagraża nic poważniejszego, choć może mieć wstrząśnienie mózgu. Obecnie jest na badaniach. Ach, dziewczyna nie miała przy sobie żadnych dokumentów, musi pan ją zidentyfikować.
W głowie jednak huczały mi nadal słowa, które najbardziej zapamiętałem – Jej życiu nie zagraża nic poważniejszego.
Przez chwile odetchnąłem z ulgi i zamknąłem oczy, żeby się uspokoić.
Amelia żyła i do tego się znalazła. Życie w tej chwili nie mogło być piękniejsze.
Szybko otrząsnąłem się z przedwczorajszych wspomnień i wróciłem do świata rzeczywistego.
- Hej, Niall, idź coś zjeść, a ja popilnuje małej – powiedział Harry, wchodząc do pokoju.
- Nie, chce być z nią, kiedy się obudzi – odpowiedziałem szeptem i przyłożyłem głowę do jej poduszki.
Byłem tak strasznie zmęczony, ale to i tak nie powstrzymywało mnie przed siedzeniem przy niej.
- Musisz coś zjeść, bo inaczej zemdlejesz, a ona się obudzi, a ciebie nie będzie – zaprotestował.
Przez chwile przyglądałem się jej bladej twarzy i sprawdzałem, czy nie ma zamiaru się budzić. Jednak dziewczyna nie wykazywała żądnej chęci powrotu do świata żywych, więc jedynie bezszelestnie wstałem z krzesła i wyszedłem z pokoju, nie mówią ani słowa.
____________
Głowa bolała mnie niemiłosiernie, choć po dłuższym namyśle nie tylko głowa, brzuch tak samo. Och, co ja bym dała za jakieś porządne proszki przeciwbólowe, ale nic, nie podaje się, nigdy.
Zdałam sobie teraz sprawę, że mam zamknięte oczy i nawet nie pamiętam, co się ostatnio działo. Czyżbym zabalowała wczoraj, aż tak bardzo?
Delikatnie otworzyłam powieki i kilka razy zamrugałam, nagle poraziła mnie jasność pomieszczenia. Przesunęła głowie delikatnie na prawo i spróbowałam jeszcze raz.
Na początku widziałam zamazaną postać, która zaczęła nie pewnie podchodzić do łóżka, po chwili jednak mój wzrok się wyostrzył i mogłam zobaczyć, że to jakiś chłopak.
Niby nic wyjątkowe nie ma w zamazanym młodzieńcu, ale teraz to widziałam, miał jego oczy. Luka.
Takie piękne, zielone i soczyste, że ma się ochotę na nie patrzeć, właściwie to mogłam powiedzieć, że jego są trochę mocniejsze i przez to ładniejsze.
Chciałam coś powiedzieć, ale głos mi uwziął się w gardle i nie dałam rady nawet szepnąć.
Chłopak to chyba zauważył i lekko zmarszczył brwi.
- Obudziłaś się – powiedział krótko i niepewnie. – Nic nie mów, poczekaj, pójdę po lekarza i zawołam Nialla… - dalej już nie usłyszałam, bo znowu poczułam się zmęczona i przymknęłam powieki.
Niall? Przecież on nie przyjdzie, nie chce mnie.
Kim był ten anioł o zielonych oczach i dlaczego odszedł? Wracaj aniele…
____________
Znowu czułam się ja wrak, wszystko, ale to dosłownie wszystko, bolało mnie tak, jakby przejechała po mnie ciężarówka. Najbardziej jednak dokuczał mi ból głowy, który był już nie do zniesienia.
Na początku chciałam wstać albo się poruszyć, ale poczułam, że coś znajduje się na mojej ręce i to właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że mam zamknięte oczy i nic nie widzę.
Chcąc nie chcąc, powoli, ale to bardzo powoli uchyliłam powieki i momentalnie jej zamknęłam. Światło, które raziło mnie w oczy, było zdecydowanie wielką przeszkodą.
Podejście drugie, no dajesz, Am! Powoli otwieram oczy i kilka razy mrugam, trochę trzepie głową, ale zaraz się uspokajam, bo to przynosi jedynie ból.
W pewnym momencie przypominam sobie o mojej znieruchomiałej ręce. Delikatnie i bardzo ostrożnie przechylam głowę w bok i otwieram szeroko oczy. Przy moim prawym bok znajduję się głowa blond chłopaka, który bardzo mocno trzyma moją rękę. Na myśli mi przychodzi stwierdzenie, jakby się bał, że zaraz zniknę albo odejdę. Szybko, jednak wyrzucam to z głowy, bo wiem, że jestem nikomu nie potrzebna. Nie ma po co się łudzić.
Delikatnie podnoszę, lewą rękę, która na szczęście jest wolna i przenoszę ją w kierunku chłopaka. Ma takie fajnie blond włosy, które mam ochotę dotknąć i sprawdzić, czy chłopak na pewno jest prawdziwy.
Niepewnie przejeżdżam ręką po jego czuprynie i stwierdzam, że są miękkie w dotyku, a on prawdziwy. Teraz moja ręka zjeżdżam trochę w dół, żeby sprawdzić jego rysy twarzy. Jeżdżę palcem delikatnie po policzku i doznaje olśnienia.
Ja przecież znam tego chłopaka, jak go znam, jak go na pewno znam.
Moje oczy otwierają się jeszcze szerzej i znowu zaczynam się zastanawiać, czy na pewno jest prawdziwy, czy on tu jest? Może to tylko moja chora wyobraźnia albo jakiś głupi sen, bo jestem pewna, że kiedy ostatnio zamykałam oczy, widziałam Luka. Rozglądam się po pokoju i sprawdzam, czy gdzieś go tu nie ma i wtedy mój wzrok pada na drzwi, gdzie widnieje jakiś głupi numerek i nic poza tym. Po co na drzwiach numer 17? Może to jakiś hotel, moje sny stają się coraz dziwniejsze.
Bardzo dokładnie przyglądam się pomieszczeniu i odkrywam, że jest tu bardzo dużo rzeczy w kolarze białym, ale znajdują się też niebieskie, jak na przykład ściana przy oknie i drzwiach. W pokoju jest tylko jedno łóżku, które oczywiście zajmuje ja.
Po chwili mój wzrok pada na fotele porozstawiane w pokoju i zaczynam się zastanawiać, po co tyle tego? Mój sen jest coraz dziwniejszy.
No nic, mój umysł jest teraz zajęty blond chłopakiem, który siedzi tuż koło mnie i sama nie wiem, ale w moim środku rozlewa się takie jakby ciepło, chyba nie umiem tego inaczej określić. Jestem szczęśliwa, bo śnie o bracie.
Choć muszę przyznać, że odkąd go ostatnio widziałam, to sporo się zmieniło, wydoroślał. Czy to w snach jest normalne? Miejmy jednak nadzieje, że tak…
Chwila, czy ten wcześniejszy anioł też był snem? Szkoda był nawet ładny. Czekajcie, co? Ładny, no na pewno nie! Stop, ja mam Luka, a on jest ładniejszy. No dobra może nie jest ładniejszy, ale jest mój, a to podstawa.
Moja ręka znowu powraca do włosów blondyna, są takie miękkie, na moich ustach zaczyna pojawiać się szczery uśmiech, kiedy jak go ostatnio widziałam?
Mam ochotę mu wszystko powiedzieć, bo przecież to sen, a w śnie mnie nie odrzuci. Przynajmniej nie powinien…
- Niall, mój mały braciszek – mój głos jest strasznie zachrypnięty, mam ochotę napić się wody, czy cokolwiek. Bladze wzrokiem po półeczce obok i sięgam ręką po wody, która jest na kraju. Kiedy tylko delikatnie ją podnoszę, zaczynam się zastanawiać, od kiedy taka mała butelka wody, może być taka ciężka. No nic, mój sen po prostu staje się coraz dziwniejszy. O ile to jeszcze możliwe.
W końcu udało mi się trochę nawilżyć gardło do tego stopnia, że mój głos jest w miarę słyszalny.
- Niall, mój barat, Niall – mówię cichutko, ale i tak wiem, że gdyby tu był, naprawdę to by wszystko słyszał.
Chłopak o dziwo zaczyna otwierać oczy, a ja zaczynam się zastanawiać, co ten sen ma mi przekazać. Po chwili jego oczy podnoszą się na mnie i momentalnie się rozszerzają.
Dziwna reakcja, nawet jak na sen.
Znowu mi się przyglądam, ale najbardziej chyba zwraca uwagę na uśmiech, dziwnie mu się przygląda.
- Cześć – mówię dość spokojnie. To tylko sen.
- Amelia – mówi, jakby to było coś dziwnie. No oczywiście, że ja! Przecież to mój sen!
Cicho się śmieje z jego miny, ale po chwili przerywa mi lekki kaszel, choć to i tak nie psuje mi humoru i nadal się uśmiecham.
- Cześć Niall, wiesz wypada odpowiedzieć coś w stylu ,,hej’’ albo ,,witaj, siostro marnotrawna’’ – znowu mówię szeptem, ale i tak wiem, że mnie słyszy.
Chłopak robi jeszcze bardziej zdziwioną minę, choć nie jestem pewna, czy to było możliwe. Jak widać, mój Niall ze świata wyobraźni jest wszechmogący!
- Amelia, ja… - urywa, chyba nie wie, co powiedzieć.
To jest moja szansa, skoro nigdy nie będę umiała powiedzieć mu na żywo tego, co czuje, to dlaczego nie teraz?
- Wiesz, strasznie za tobą tęsknie i … to jest takie żałosne! Ty masz mnie za nic, nie potrzebujesz, bo jestem nikim … a ja za tobą tak strasznie tęsknie – delikatnie przejeżdżam palcem po jego policzku. – Jesteś moi bratem, tak strasznie cię kocham i … Jestem egoistką, cały czas byłam, ale się to nie zmieniło, bo nadal chciałbym być twoją siostrą. Wiesz, zrobiłam, jedna rzecz dla ciebie, żeby nie być taka wielką egoistka, wiesz ja… uciekłam! Nie musiałeś już się wstydzić siostry pijaczki, która jest debilką i nie może zaliczyć nawet szkoły… Tak było lepiej dla nas obu, bo nie chciałam widzieć twoich oczu, a potem… Nie miałam gdzie wracać, bo wiedziałam, że mnie nie chcecie…
Chłopak wydawał się nadal zaszokowany tymi słowami, a ja po prostu nie wiedziałam co powiedzieć.
- Mia – zaczął. Tylko on mnie tak nazywa.
- Niall, wyluzuj, w końcu to tylko sen! W rzeczywistości nigdy bym nie odważyła się powiedzieć ci prawdy, bo wiem, że jestem dla ciebie nikim. Wam wszystkim się po prostu lepiej be zemnie, żyje i tyle, ja to wiem!
- Amelia, to nie jest żaden sen! – przerwał mi chłopak.
Popatrzyłam na niego zdezorientowana, to na pewno jest sen, przecież widziałam anioła!
- Sen, ja ci mówię, że sen! Popatrz – wskazałam na swoje ramię i lekko się uszczypnęłam. No nic, tylko trochę bolało. Źle, bardzo źle, to musi być sen!
- Nadal ustajesz, że to sen? – spytał już trochę rozbawiony chłopak.
No oczywiście, że jest to tylko i wyłącznie sen. Nie robię sobie żartów, to musi być sen! Jak nie to… O mój Boże!
- Sen, wytwór mojej wyobraźni! Niby co innego miałbyś robić w tym samy pokoju co ja? Ha! – powiedziałam triumfalnie.
Chłopak jednak trochę się zmieszał, a jego mina się zmieniła, teraz był co najmniej zdenerwowany.
- Miałaś wypadek – zaczął, a mi przed oczami stanęła scena, jak wsiadałam z Lukiem do auta. - Ktoś wam zajechał drogę i … skończyłaś tutaj, a ja… przyjechałem. Amelia, Boże nawet tak nie myśl, nie jesteś dla mnie nikim, powiedziałem te słowa, bo byłem zdenerwowany. Martwiłem się o ciebie i nie chciałem, patrzyć jak się staczasz… Jesteś moją siostrą i zawsze będę cię kochał.
Chwila, jeśli to nie jest sen… Ludzie dobijcie mnie!
Ja mu to wszystko powiedziałam, ja … ja chyba zaraz zwariuje, to jakiś głupi żart? Ja zaraz zemdleje!
Chwila,ale to co on powiedział, mój brat się o mnie martwi, mój brat przyjechał do mnie do szpitala, mój brat siedział koło mnie, kiedy się obudziłam, mój brat mnie kocha! No dobra, nie przesadzajmy…
- Dziękuje – powiedziałam niepewnie, no bo w takiej chwili się mówi? - Dziękuje, że tu jesteś, dla mnie – mój głos pod koniec był ledwo słyszalny, a twarz zapewne zupełnie blada, bo jak inaczej, kiedy przed chwilą powiedziało się coś, czego się zamiaru nie powiedzieć nie miało do osoby. Oł, ale to pogmatwane, a walić to!
Jednak do głowy napłynęła mi inna, zupełnie niespodziewana myśl.
- A gdzie jest Luk? W której sali muszę do niego iść! – powiedziałam szybko i lekko się podniosłam z zamiarem wstania.
- Amelia, wasz samochód… się przewróci i był mocno zmiażdżony od strony kierowcy. Ciebie udało się wyciągnąć od razu, była nieprzytomna, ale twój kolega, był przytomny i niestety nie udało się go wyciągnąć na czas… Samochód wybuchł.
Patrzyłam na niego w szoku, nie rozumiejąc, co on takiego mówi. Tak jakby się przerzucił na chiński.
Samochód wybuchł, samochód, w którym znajdował się Luk.
Przez chwile nie wiedziałam, jak się oddycha.
- Musisz się mylić, on na pewno żyję! Kłamiesz to nie możliwe, Luk żyje – zaczęłam się cała część, a świat dookoła mnie znowu zawirował. Straciła przytomność.
____________
Przez następne kilka dni, Niall przechodził do mnie codziennie i siedział w Sali kilka godzin, nic nie mówiąc, tylko czasami wspominając o tym, że ojciec chce mnie odwiedzić, ale ja kategorycznie zabroniła mu tu przychodzić.
Nie chciałam go teraz widzieć, to po części jego wina, że mama nie żyje, nie będę z nim rozmawiać.
Dni w szpitalu mijały mi strasznie monotonie, cały czas leżałam i gapiłam się w ścianę, nie chcąc z nikim rozmawiać. Odkąd dowiedziałam się, że Luk nie żyje i zginął przeze mnie, miałam straszne wyrzuty sumienia. Przecież on pojechał tym autem dla mnie i tylko dla mnie! To wszystko było moją winą.
Lekarze przychodzili do mnie kilka razy dziennie i pieprzyli o tym, że powinnam próbować wstać, ale ja jakoś nie miałam ochoty. Oczywiście, żeby przestali jęczeć, wyszłam z łóżka trzy razy, nie mówiąc już, że przy pierwszej próbie o mało się nie zabiłam, potykając o prób pokoju. Przy drugim niechcący przywaliłam kulą lekarzowi w oko i nawet dotąd ma śliwkę. Jednak to trzeci był największym przełomem, kiedy to wróciłam szafkę z jakimś bzdurami, rozlało się coś, na czym poślizgnęła się pielęgniarka i złamała nogę. Tak, to chyba widział każdy w szpitalu i chyba mogę powiedzieć, że jestem tu najbardziej popularną osobą, znaczy znaną od wypadków, ale cóż poradzić.
Choć dziwne, że przy czwartym spacerku nikt się nie upierał. Ciekawe czemu? Pewnie temu, że wszyscy trzymali się z daleko ode mnie.
Szpital jest nawet ładny, bo prywaty, zostałam tu przeniesiona już na drugi dzień po wypadku, bo Niall dał komuś kasę i ta da! Siostra Nialla Horana ma najlepszą opiekę medyczną, uwierzycie? Oczywiście on mi tego nie powiedział, ale nietrudno się domyślić.
Tak, więc kiedy byłam już naprawdę znudzona, postanowiłam się przejść, w końcu trzeba zobaczyć, gdzie ja jestem, a podobno mają tu piękny szpitalny park.
Było jeszcze dość wcześnie, więc Niall pewnie spał, a ja nie miałam co robić, no może oprócz ciągłego beczenia.
Niepewnie postawiłam pierwsza nogę i lekko się zachwiałam, przy drugiej było już lepiej, ale nadal czułam się, jakbym miała nogi z galarety.
Wzdychnęłam męczeńsko i chwyciłam do ręki torbę, które leżała koło łóżka. Oczywiście dostałam ją od Nialla, bo jak stwierdził, moje ubrania raczej już nie nadają się do użytku. Było tak kilka bluzek, jakieś cztery bluzy, ze sześć par spodni i inne cudaczne rzeczy. Kiedy tylko zobaczyłam, z jakich firm pochodzą te ciuchy, moje oczy wyleciały na orbitę. Ile on musiał za to zapłacić, chyba co najmniej ze trzy stawki, które dostawałam za wygrane wyścigi, ale skoro chce, to niech płaci.
Wzięłam pierwsze lepsze dresowe spodnie i jakaś bluzę, po czym zamknęłam się za drzwiami łazienki. Po dwudziestu minutach już całkowicie odświeżona ruszyłam w kierunku tylnego wyjścia szpitala, bo koniecznie chciałam zobaczyć ten park.
Kiedy tylko przekręciłam klamkę, zamarłam, tu było tak cudownie! Słońce świeciło, kilka osób uśmiechało się radośnie, jakaś staruszka jeździła po okolicy na wózku, a niedaleko mnie małe dziecko zbierało liście.
Dawno już nie widziałam takiego widoku, tu było tak cudownie, że miałam ochotę zostać tu na zawsze.
Niepewnie postawiła pierwszy krok i poczułam się naprawdę wolna. Moje wszystkie zmartwienia poszły w niepamięć. Choć muszę przyznać, że czasami zaczynam się zastanawiać, czy ten anioł o zielonych oczach, którego widziałam, był prawdziwy, czy może to akurat była tylko i wyłącznie moja bujna wyobraźnia.
Mówiąc szczerze, nadal nie mam pojęcia, bo on wydawał się taki idealny, taki piękny, więc czy taka osoba może istnieć? Te cudowne oczy, w których wręcz tonęłam, te usta… Stop! To na pewno za daleko zaszło, moja durna głowa podsuwa mi czasami taki głupie myśli.
Choć w tym wszystkim jest jedne plus, wreszcie doszłam do porozumienia z Niallem i chyba się ostatecznie pogodziliśmy. Znowu jesteśmy rodzeństwem, które się do siebie odzywa. Tak, szkoda tylko, że musiałam się przed nim tak wygłupić, bo oczywiście ja głupia powiedziałam, że to wszystko sen! Aw, taka głupia!
No, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
Wspominałam, że dzisiaj mam wyjść ze szpitala i uwaga, poproszę o fam fary, zamieszkać z moim bratem! Do ojca nadal się nie odzywam, ale wydaje mi się, że razem z Niallem coś przedmą, ukrywają, a ja już się dowiem co!
Choć skrycie mam nadzieje, że w końcu odważa się mi powiedzieć. Tak, niedoczekanie moje.
Kolejny raz tego dnia westchnęłam męczeńsko i ruszyłam jedną z tych pięknych ścieżek w kierunku jakieś ławki. Jak na złość, większość, które widziałam były już zajęte.
W końcu zmęczona jak nie wiem co, zobaczyłam mój upragniony cel, na których siedziała tylko jednak starsza pani. Byłam szczęśliwa, jak jeszcze nigdy, no może trochę przesadzam, ale już kocham tę ławkę.
Zmęczona opadłam na drewnianą ławeczkę i uśmiechnęłam się do starszej pani, po czym znowu przypomniałam sobie o Luku. Moje oczy automatycznie się zaszkliły i już wiedziałam, że ten cały spacer był złym pomysłem. Przecież nie mogę tu płakać na oczach wszystkich.
Starsza pani popatrzyła na mnie zmartwiona i zaraz zapytała.
- Co się stało słonko? – kiedy tylko to powiedziała, przypomniała mi się mama, one też zawsze się on strasznie martwiła.
Na początku nie wiedziałam co powiedzieć, ale po chwili, gdy patrzyłam na tę panią, pomyślałam, z jej naprawdę zależy, więc trochę jej o sobie opowiedziałam, a ona zrobiła to samo. Okazało się, że jej mąż umarł rok temu, a teraz jedyny syn siedzi tu ciężko chory. Opowiedział mi też jedną ciekawą historię, o jej młodzieńczej miłości.
Powiedziała o tym, jak się zakochała i ile razem przeżyli przygód, a potem, że wszystko ot, tak przepadło. Ojciec jej ukochanego był bardzo bogaty i nie pozwolił im na związek, bo Rose, tak nazywała się starsza pani, pochodziła ze średnio zamożnej rodziny, a jej ukochany, Tom miał wyjść za pół roku, za córę właściciela dużego przedsiębiorstwa.
Na początku oczywiście Tom podporządkował się ojcu, ale ostatecznie zrezygnował z wszystkiego dla niej, kiedy tylko jego ojciec się o tym dowiedział, wydziedziczył go.
Całej historii słuchałam z zapartym tchem, kiedy tylko usłyszałam, koniec to się popłakałam, bo on… on umarł! I to jeszcze przed ślubem, a oni się tak bardzo kochali! Zycie jest strasznie niesprawiedliwe.
- Pamiętaj skarbie, że ten, który potrafi wywołać twój uśmiech samą swoją obecnością, musi być wyjątkowy. Ja nadal pamiętam to uczucie, kiedy widziałam go, jak w moim brzuchu latały mi motylki, jak czekałam godzinami na nasze kolejne spotkanie. To była miłość od pierwszego wyjrzenia, nie potrafiłam bez niego normalnie funkcjonować! Kochałam go całym serce i nadal kocham, choć zakochałam się później w innym mężczyźnie, to nigdy nie kochałam go tak bardzo, jak Toma, bo on był moją pierwsza miłością. Przed śmiercią obiecałam mu, że będę szczęśliwą i sądzę, że twój Luk, też by chciał, żebyś była szczęśliwa. Nawet jeśli oznaczałby to, żebyś się po raz kolejny zakochała. Trzeba jednak pamiętać, że miłość różne ma oblicza.
Znowu w moich oczach zebrały się łzy, tak pani była taka wspaniała. Nie podała się mimo przeciwności losu i szła dalej, walczyła o swoje i się nie poddawała, tak bardzo chciałabym być, chociaż kilku procentach tak silna, jak ona.
Jej miłość, miłość Rosę i Toma, była czymś wręcz niesamowitym i nie powtarzalnym, pokochali się od pierwszego wyjrzenia. Teraz się zastanawiam, czy może miłość moja i Luka była taka sama, ale przecież nasze uczucie nie była, aż takie ogromne. Może on nie był moją największą miłością, parzcież…
- Mała, gdzie ty byłaś? Wszędzie cię szukaliśmy! – moje rozmyślania zostały przerwane, przez głośne krzyki.
Mała? Gdzie ja to już słyszałam, w pierwszej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć, dopiero gdy się odwróciłam i ujrzałam postać, która jak się okazało, wołała moją skromną osobę, doznałam olśnienia.
W moją stronę biegł ten anioł, o Boże, on nie był snem!
Nagle nogi zrobiły mi się jak z waty, stałam tam oniemiałą i nie wiedziałam co powiedzieć, bo co jeśli weźmie mnie za jakąś niedojdę czy nawet coś gorszego?
Tak, więc zostało na tym, że patrzyłam się na niego oniemiała, oczywiście z głupim wyrazem twarzy, a usta na zmianę same mi się otwierały i zamykały. Tak, świetne pierwsze wrażenie.
Jeśli nie weźmie mnie za kretynkę, to za niedojdę już na bank.
Świat jest okrutny.
W końcu lekko się otrzepała, powtórzyłam w myślach, że to tylko jakiś zwyczajny chłopaka, taki sam jak miliony, czy miliardy na tej ziemi.
Choć oczywiście moja wredna strona już zdołała dodać, że jest on niesamowicie przystojny, a takich nie ma już miliardy, czy nawet miliony. Och, to na pewno jest anioł.
Dobra chwila zastanowienia, odpowiedź i pamiętaj – liczy się pierwsze wrażenie.
- Sł-słucham? – Zapytałam, lekko się jąkając.
Tak, pierwsze wrażenie się liczy? Zapomnijcie… Nic z tych rzeczy, od dziś ważniejsze jest wnętrze. Tak, to muszę sobie powtarzać.
- No, mała, ruchy, Niall cię wszędzie szuka – powiedział spokojnie. Popatrzyłam na niego zdziwiona, przecież Niall pewnie jeszcze smacznie spij i wcale, a to wcale nie ma go w szpitalu.
Oczywiście, z braku lepszych pomysłów postanowiłam przekazać moją teorie, temu pięknemu, przystojnemu, cudownemu chłopakowi.
- Jakim cudem miałby tu być Niall, przecież on pewnie jeszcze śpi! Kim ty w ogóle jesteś? – zapytałam skołowana.
Ha! Nawet się nie zająknęłam, czy ktoś to nagrał? Bo chyba dokonałam właśnie cudu.
- Nie wiesz, kim jestem? – zapytał z podniesioną brwią, a ja tylko zaprzeczyłam ruchem głowy.
- No tak, w końcu siostra Nialla – mruknął bardziej do siebie, niż do mnie — Jestem Harry, kolega z zespołu twojego brata – przedstawił się, a mi w głowie zaczęło coś świtać. Wyciągnął do mnie rękę, a ja to odwzajemniłam i leciutko się uśmiechnęłam.
- Amelia, miło mi – powiedziałam nad wyraz spokojnie, znaczy spokojnie jak na siebie, bo zazwyczaj coś odpieprzam i kończy się niezbyt dobrze.
- To, co tu niby tak wcześniej miałby robić Niall? – zapytałam, wstając z ławki.
Chłopak popatrzył na mnie dziwnie, po czym powiedział spokojnie.
- No przecież dzisiaj miałaś wyjść, więc trzeba wszystko załatwić – powiedział, jakby to było oczywiste. – A przecież dziesiąta to wcale nie jest tak wcześniej.
Która? Że dziesiąta? Przecież ja wychodziłam ze szpitala gdzieś tak przed ósmą, czy on mi właśnie mówi, że siedziałam tu dwie godziny i rozmawiałam z tą panią?
Chwila, chwila, gdzie tak pani, nie pożegnałam się z nią!
Szybko się obróciłam i zobaczyłam, że ławka jest pusta. Musiała już pójść, nie wiem czemu, ale zrobiło mi się jakoś smutno, nie polubiła mnie? Dlaczego się nie pożegnała? Zaczęłam się za nią rozglądać, ale jej już nie było. Cholera, może ją jeszcze spotkam.
Poszłam grzecznie za chłopakiem do szpitala, po drodze w ogóle nie rozmawialiśmy, tylko czasami pytałam się o jakieś bzdety, a on wcale nie zainteresowany rozmową odpowiadał obojętnie.
Kiedy już byłam pod salą, ktoś rzucił mi się na szyje i zaczął strasznie przytulać, w pierwszej chwili ledwo co utrzymałam równowagę i nie wiele brakowało, a bym leżała na ziemi.
- Mia, nie uciekaj tak więcej, proszę, nawet nie wiesz, jak się martwiłem – spojrzałam na twarz chłopaka, i on naprawdę wyglądał jakby… jakby się przejął! Znowu to denerwujące ciepło rozlało mi się w okolicy serca, co on ze mną robi?
- Byłam tylko w szpitalnym parku, nie przesadzasz trochę? – zapytałam, żeby go trochę uspokoić. Przecież mam 17lat, a niedługo 18, nie będę mu się tłumaczyć z każdej minuty mojego życia!
- Nie chce … po prostu proszę cię, nie znikaj więcej – wyszeptał mi do ucha. – Nie zniósłbym tego ponownie – po chwili się ode mnie odkleił i ruszył w kierunku sali.
Całe te ceregiele, trwały i trwały. Oczywiście Niall podpisywał jakieś dokumenty, potem moja skromna osoba musiała nabazgrać podpis, a na koniec dowiedziałam się, że cudem uniknęłam przesłuchiwania przez policje w sprawie mojej ucieczki.
Widocznie jak się ma brata z One Direction to można sobie pozwolić na więcej i uniknąć niektórych nie potrzebnych rzeczy. Po odebraniu moich badań drugi kolega Nialla, Louis, wziął moją torbę i zaprowadził mnie do podziemnego parkingu, gdzie czekał na nas transport. Co jakiś czas rzucałam spojrzenie Harry’emu, który praktycznie nic nie robił tylko SMS-ował sobie z Bóg wie kim. A co jeśli on ma dziewczynę? Właściwe to przecież mu wolno, a on mnie nawet nie zauważa…
Jestem w końcu tylko siostrą jego przyjaciela i nawet go nie znam.